Strona główna

Wyszła z zaburzeń odżywiania i zmieniła swoje życie – rozmowa z Anią

Jak wyjść  z zaburzeń odżywiania?

 

Dziś zapraszam Was do dość nietypowego wpisu. Ania to podopieczna, która trafiła do mnie pod opiekę psychodietetyczną we wrześniu zeszłego roku. Pamiętam, jak wiele problemów wyszło już na pierwszym spotkaniu: lęk przed jedzeniem, kaloriami, przymus ćwiczeń, postrzeganie swojej sylwetki jako zdecydowanie większej niż w rzeczywistości – tymczasem z moich pomiarów wyszło, że powinnyśmy wręcz zwiększyć masę tkanki tłuszczowej do minimalnego, zdrowego dla kobiety poziomu. Zaczęłyśmy długą pracę pochylając się nad każdym najmniejszym problemem, lękiem, myślą, która towarzyszyła Ani utrudniając spontaniczne i radosne życie. 

 

 

Dziś Ania jest zupełnie inną osobą! Dlatego na ostatnim spotkaniu spytałam czy zechciałaby podzielić się tutaj swoją historią. I tak się stało, z czego bardzo się cieszę – to problem, który spotyka zdecydowanie za dużo kobiet. Jak wyjść z zaburzeń odżywiania? Nie ma jednej recepty, ale mam nadzieję, że historia Ani nakieruje Was na właściwie tory i być może będzie pierwszym krokiem do zmiany swojego życia na lepsze? 🙂 Zapraszam na pełną ciepła, samoświadomości, mądrości i przede wszystkim: zakończoną szczęśliwie, relację Ani 🙂

 

 

,,Cześć,

mam na imię Ania, mam 26 lat. Od kilku lat zmagam się z zaburzeniami odżywiania i chciałabym podzielić się z Wami swoją historią.

 

Moja przygoda z odchudzaniem zaczęła się już w gimnazjum. Nigdy nie byłam otyła. Byłam normalną dziewczyną. Nie do końca wiem, co spowodowało, że chciałam być szczuplejsza, ale uznałam, że powinnam przejść na dietę. Zaczęłam drastycznie ograniczać jedzenie. Na śniadanie jadłam jogurt, a do szkoły zabierałam ze sobą 2 wafle ryżowe. Obiad – zazwyczaj normalny, ale na kolację serwowałam sobie jabłko lub jogurt. Nie jadłam słodyczy, a ostatni posiłek zjadałam przed 18.00. Do tego wszystkiego biegałam i ćwiczyłam. Chudłam, a każdy komentarz „ALE SCHUDŁAŚ”, dodawał mi jeszcze więcej motywacji.

 

Moje życie wyglądało tak przez ok. 3 lata.

 

Przyszedł czas, kiedy znów zaczęłam jeść w miarę normalnie. Jaki efekt? Efekt jo-jo.

 

 

 

Przytyłam i czułam się ze sobą źle.  Chciałam znów schudnąć, ale nie wiedziałam jak się za to zabrać. Zaczęłam ponownie ograniczać jedzenie, biegać i ćwiczyć. Oczywiście chudłam, ale mimo to wciąż chciałam więcej. Jadłam bardzo mało, a aktywność fizyczna była duża. Każdą kalorię chciałam spalić, wyćwiczyć. Nie miałam siły na bieganie, ale i tak to robiłam. Bo jeśli tego nie zrobię, to przecież przytyję. Trwało to latami. Doprowadziłam do tego, że moje życie było podporządkowane diecie i treningom. Każdy opuszczony trening doprowadzał mnie do histerii. Zjedzenie czegoś słodkiego powodowało wyrzuty sumienia. Waga stała się moim wyznacznikiem. Ważyłam się codziennie. Nie raz, a kilka razy. Kiedy waga pokazywała więcej niż poprzedniego dnia, wpadałam w histerię. 

 

Poza tym pojawiły się także problemy z cyklem. Moja miesiączka nigdy nie była regularna, ale w czasie odchudzania zupełnie zniknęła.

 

Długie niejedzenie słodyczy doprowadzało mnie do napadów objadania. Chciałam zjeść po prostu wszystko – batona, ciastko, lody, tosta, czekoladę… Prowadziło to do tego, że dostarczałam sobie sporej ilości kalorii, a następnego dnia katowałam się ćwicząc i jedząc mniej. Musiałam pozbyć się nadmiaru kalorii.

 

 Moi bliscy zaczęli zauważać, że jest ze mną coś nie tak. Siostra zaczęła uświadamiać mi, że cierpię na zaburzenia odżywiania, a jeśli czegoś z tym nie zrobię, to nie wiadomo, jak to się skończy. Na początku byłam na nią wściekła! Jakim prawem ona mnie ocenia? Dlaczego mówi mi takie rzeczy? Przecież nie robię nic złego – po prostu chcę być ładna i szczupła.  Ale wiecie co? Tak naprawdę nigdy nie czułam się ładna, atrakcyjna czy szczupła. Moja waga wynosiła 49 kg przy wzroście 165 cm, a ja nadal czułam się gruba. Patrzyłam w lustro i nienawidziłam siebie. Mimo wypadających włosów, łamliwych paznokci, anemii i ogólnego osłabienia organizmu nadal chciałam być chudsza.

 

Minęło trochę czasu. Rozmowy z rodziną zaczęły uświadamiać mi, że faktycznie mam problem. Chciałam coś zmienić, ale nie wiedziałam jak. Wiedziałam, że muszę przytyć, ale na samą myśl o tym reagowałam łzami. No bo przecież jak? Włożyłam w to tyle pracy, tyle wysiłku…. Udało się, schudłam! I co? Mam teraz przytyć?

 

Podjęłam decyzję. Bardzo, bardzo trudną decyzję. Wiedziałam, że muszę z tego wyjść. Zaczęłam od ograniczenia aktywności fizycznej do 3 razy w tygodniu. Jadłam trochę więcej… Na początku było dobrze, ale minęły dwa tygodnie i znów pojawiły się myśli: „jesteś gruba”, „znowu zeżarłaś słodycze”, „musisz to spalić”. 

 

 

 

 

 

Siostra widziała, z czym się zmagam i zaczęła namawiać mnie na pomoc specjalisty. Chciała mi pomóc, ale nie wiedziała jak. Ja nie chciałam słyszeć o psychodietetyku. Chciałam sama sobie z tym poradzić. Choć nie było to łatwe, to nadal ćwiczyłam 3 razy w tygodniu. Zaczęłam też zamieniać produkty „light” na te zwykłe. Starałam się więcej jeść, ale wciąż liczyłam kalorie. Strasznie bałam się przytyć. Ważyłam wszystko, nawet jabłko. Moi najbliżsi starali się kontrolować moje postępy. Sprawdzali, czy trzymam się tego, co im obiecałam. Ja jednak ich oszukiwałam. Mówiłam, że nie ważyłam makaronu, ryżu czy innych rzeczy. Ale wciąż wszystko musiało się zgadzać. Nadal miałam napady objadania. Cały czas żyłam w błędnym kole – kontrola, treningi i kalorie. To było ważne. 

 

Doszłam do wniosku, że sama nie dam rady. Potrzebuję pomocy. Postanowiłam poszukać w Internecie psychodietetyka. Tak właśnie znalazłam Paulinę. Po namyśle zdecydowałam się umówić na wizytę. 

 

 Nasze pierwsze spotkanie miało miejsce we wrześniu 2020 roku. Byłam przerażona! Na początku Paulina przeprowadziła wywiad – o wszystko mnie wypytała, a potem zrobiła analizę składu ciała. Tak rozpoczęła się nasza współpraca. Bardzo chciałam sobie pomóc, a każda kolejna rozmowa z Pauliną dawała mi siły i chęci do walki.

 

Paulina nigdy mnie nie oceniała. Nie dawała też gotowych rad. Była kimś w rodzaju przewodnika, który wskazywał kierunek i jednocześnie pozwalał na to, abym sama podjęła odpowiednie działania. Dzięki niej zaczęłam inaczej patrzeć na siebie i na świat. Po półrocznej współpracy z Nią jestem innym człowiekiem. 

 

  Ćwiczę, ale robię to dla siebie i dla mojego zdrowia. Kiedy nie mam na to ochoty albo siły, to po prostu tego nie robię. Odpuszczam. Staram się być aktywna przez cały dzień, a nie katować się podczas ćwiczeń. Trening dopasowuje do siebie i swojego dnia, a nie dzień do treningu.

 

Jem i nie liczę kalorii. Słodycze powoli stają się dla mnie czymś normalnym. Staram się nie dzielić produktów na te „dobre” i „złe”. Potrafię zjeść ciasto z rodziną i cieszyć się tym – bez wyrzutów sumienia. Już nie boję się spotkań rodzinnych, bo skupiam się na tym, że mogę spędzić czas z bliskimi. Nie myślę o tym, że będę musiała zjeść coś, czego wcześniej nie planowałam. Przestałam bać się jedzenia i nie martwię się tym, że przytyję, jeśli zjem pieroga.  

 

Stałam się pewniejsza siebie, zaczęłam patrzeć na siebie przychylniej i zauważyłam moje fajne strony. Waga nie jest już moim wyznacznikiem. Przestałam jej używać i skupiać się na cyferkach . Moje ciało jest teraz silne i zdrowe. Wreszcie czuję się jak kobieta, a nie jak dziewczynka.

 

Zaczęłam żyć normalnie, a moje relacje z bliskim stały się lepsze. Dużo częściej się uśmiecham! 

 

 Wciąż miewam gorsze momenty. Ale wiem, że to tylko przejściowe kryzysy, które za chwilę miną. Czasami złośliwy głos w głowie mówi mi „zjadłaś za dużo” albo „powinnaś zrobić trening”, ale staram się go uciszać. Wiem, że jeśli go zignoruję, to w końcu zamilknie. 

 

Wiem, że przede mną jeszcze daleka droga, która nie będzie łatwa. Wiem, że będzie kręta, a ja pewnie nie raz się potknę lub zboczę ze szlaku. Ale wiecie co? Nie boję się. Wiem, że po każdym potknięciu odzyskam równowagę. Jeśli zabłądzę, to z pewnością ktoś pomoże odnaleźć mi właściwą drogę. Wychodzenie z zaburzeń odżywiania to proces. Długotrwały i niełatwy. Ale mam już solidne podstawy, które pozwolą mi przez niego przejść. 

 

Kochani chciałabym powiedzieć wszystkim, którzy zmagają się z zaburzeniami odżywiania – nie bójcie się korzystać z pomocy specjalistów! Walczcie o siebie i o swoje lepsze życie.

 

Uwierzcie, że można z tego wyjść! Ja wierzę!  

 

Powodzenia! 

 

Ania “