Nie ukrywam, że lato to dla mnie czas, kiedy chciałabym zatrzymać każdy moment. Jestem człowiekiem, który odżywa dopiero przy temperaturach powyżej 25 stopni, nie przeszkadza mi trening na siłowni bez klimatyzacji gdy za oknem jest 40 stopni i nawet latem śpię opatulona szczelnie kołdrą. Jest to mój pierwszy wpis z cyklu HITY MIESIĄCA (wpisy tego typu będą pojawiały się co miesiąc), dlatego zapraszam Was do poniższego zestawienia.
1.FAT BOB – choć nie jestem szczególnym znawcą burgerów, na pewno nikogo nie zaskoczę: jest to najlepsze miejsce z burgerami w Poznaniu. Do tego stopnia, że mimo tego, że mój burger w ogóle mi nie smakował, chętnie wróciłabym tam znowu, a ponadto daję mocne 9/10. Why? Zamówiłam dość wymyślnego burgera (choć ktoś mi go polecił): z masłem orzechowym, dżemem, boczkiem, cudownie średnio wysmażoną wołowiną i… kiełkami. Które mam wrażenie, zepsuły cały potencjał tego dania. Gdy spróbowałam ,,gryza” od mojego ukochanego zrozumiałam… w moim burgerze brakowało po prostu sera! Ser to życie. Na pizzy, w naleśniku i burgerze. Więc gdy będziecie mieli wybór, wybieracie tylko jedno miejsce, a z menu bierzecie pod uwagę tylko burgery z serem!
Ja nie czułam masła orzechowego, dżem tylko przez chwilę, ale boczek chrupał bardzo przyjemnie. Mniam, mniam.
2. Za zamkniętymi drzwiami
Cenię sobie kartki, ,,żywe książki”, ich zapach, możliwość przewracania stron.. dużo bardziej niż to, co oferują nam dzisiaj media. Książki kupuję, dbam o nie i zwracam uwagę komu pożyczam: ludzie nie zawsze szanują szczególnie coś co nie jest ich, a moje lektury są dla mnie bardzo ważne.
Jest niewiele pozycji, o których mogłabym powiedzieć, że to najlepsze książki, jakie w życiu czytałam (i z pewnością nie jest to ,,50 twarzy Grey’a), ale to… kwalifikuje się zdecydownie pod to ,,niewiele”. Po raz pierwszy od lat (albo i w życiu) książka porwała mnie na tyle, że każde okienko i wolną chwilę wykorzystywałam na czytanie, budziłam się w nocy myśląc o akcji i zaniedbywałam swoje obowiązki tylko po to, żeby poczytać. Dałam ją później trzem osobom: ,,łyknęli” niemal na 2, 3 razy 😉 Książka jest dla Was, jeśli macie mocne nerwy. Nawet jeśli nie macie: będziecie na swój sposób zachwyceni. Daje coś, co teraz bardzo ciężko wbudzić w ludziach: prawdziwe emocje. Polecam z czystym sumieniem.
3. Lust for life
Nowa płyta Lany. Nie muszę chyba nic mówić. O tym, że jestem fanką od czasów Born to Die wiedzą chyba wszyscy. Przez lata nic się nie zmieniło. Lust for life według mnie nie jest najlepszą płytą Elizabeth, ale z pewnością ponad Ultraviolence czy Honeymoon. Ma swój niepowtarzalny klimat. Ulubiony utwór z płyty? Cherry.
4. Kolorowa
Kolorowa od lat była moją ukochaną lodziarnią w Poznaniu. Bezkonkurencyjną w smakach czy cenach. Lody stamtąd były istnym ,,rozpierdolem”, dodatkowa czekolada do dużego wafelka i ciekawe smaki… Niestety, słynna Kolorowa tego lata wprowadziła wiele zmian, niekoniecznie najlepsze. Po pierwsze – wzrost cen o 50% (!!!). Mogłabym to jeszcze znieść, gdyby w parze za tym szła niezmienna jakość. Ale.. Porcje dużo mniejsze niż kiedyś. Dawniej Kolorowa miała swój klimat inny niż we wszystkich lodziarniach tradycyjnych, lody nie były ważone, co dawało też fajne i hmmm ,,domowe” wrażenie. Teraz każda porcja jest ważona, co zrobiło z Kolorowej kolejną lodziarnię jakich wiele.. Smaki również nie powalają, niektóre mocno przekombinowane, a będąc tam trzy razy, za każdym razem nie mogłam zjeść ukochanej klasycznej czekolady. Były za to 3 różne wariacje lodów z alkoholem, za którymi ja nie przepadam. Ostatnia ,,żenada” na liście: dopłata za większy wafelek.. Szczerze mówiąc, jeśli mam iść tam kolejny raz to już nic nie przyciąga mnie tak jak kiedyś. Pyszne, tanie i duże porcje mogę znaleźć także w innych lodziarniach w Poznaniu, których nie brakuje. Bardzo chciałabym aby wróciła ta Kolorowa, która podbiła kiedyś moje serce (i podniebienie).
Za to na cheata, tak na marginesie mogę Wam polecić Starą Pączkarnię – ja chociaż fanką pączków nie jestem, to pączki z krówką i nutellą były pyszne.
5. Shrimp house – odwiedziłam zarówno w Poznaniu jak i we Wrocławiu (wśród wszystkich blogerów recenzujących knajpy Shrimp House pojawiał się ostatnio w ścisłej czołówce) – jeśli miałabym porównywać Poznań z Wrocławiem, to Poznań wygrywa frytkami beligjskimi, które są absolutnie FANTASTYCZNE. Można je zamówić do krewetek w tempurze. We wrocławskim Shrimpie dania zamówić można jedynie z bagietą (a to mnie na przykład w ogóle nie jara). We Wrocławiu zamówiłam zatem curry, które w nawiązaniu do mojej ,,diety” nie musi być wcale ,,cheatem”: krewetki, bataty, mleczko kokosowe, papryczki i ryż jaśminowy. Było warto. Na zdjęciu z kolei pasta z krewetkami.
6. Danie gwałcone w tym miesiącu: nikogo nie zaskoczę. Jaglanka z masłem kokosowym (lub masłem z nerkowców) i odżywką białkową. Gęsta i kremowa. Pomimo upałów wciąż jestem jej wierna. Jaglanka jest bardzo rozgrzewająca więc idealnie sprawdza się jesienią czy zimą szczególnie z dodatkiem cynamonu.
7. Trening miesiąca:
* aktywacja pośladków z power bandem – clamshell 4 serie na każdą nogę
* 50 deadliftów sumo w serii łączonej z jump squatami
* hip thrusty ze sztangą w serii łączonej z cable pull trough – 5 serii łączonych
* wyciskanie sztangi na ławce płaskiej w serii łączonej z burpees – 5 serii łączonych
Umierałam po nim jeszcze 3 dni, ale to było piękne.
Powiem na zakończenie, że już testuję nowe kulinarne miejscówki warte odwiedzenia. Z pewnością pojawią się w kolejnym wpisie 😉
“Może dziewięćdziesięciu dziewięciu na sto ludzi Cię zawiedzie, ale piękno świata tkwi w błędzie statystycznym.”
“Hart of Dixie”
Comments are closed.