Bardzo dawno nie było luźnego wpisu na temat moich ulubieńców! Dzisiaj zabieram Was więc w podróż po restauracjach w Poznaniu, w których byłam i opinią na temat których mogę się podzielić.
Falla!
Gdy mój ukochany zakomunikował mi pewnej niedzieli, że dziś zabiera mnie na karmienie :D, a ja powiedziałam, że w takim razie wybieram wege restaurację, przez kilka sekund patrząc w jego oczy myślałam, że to koniec naszego związku.
Napięcie rosło. Ostatecznie po 2 godzinach stanęliśmy pod drzwiami Falli, w małej kolejce, co było doskonałym pretekstem abym usłyszała: strasznie dużo ludzi, zmieniamy lokal?
Na szczęście zostaliśmy, czekaliśmy może z 10 minut. Zamówiliśmy vege wrapa i bowl’a z falafelem, hummusem i warzywami. Jakie to było dobre! Porcje tak duże, że nie zjadłam wszystkiego i podzieliłam się z moim mężczyzną. Nie narzekał – był zachwycony tak jak ja.
Może nie było to kulinarne odkrycie roku, nie mniej, wyszliśmy z uśmiechami na twarzach, pełnymi brzuchami i satysfakcją, że nie straciliśmy kalorii i pieniędzy na coś, co nie było tego warte (a gdy jesteś fit, wiesz, że stracenie makro na jakieś g***no, to prawdziwa życiowa tragedia :D)
Czy wróciłabym do Falli?
TAK!
Co prawda dosłownie kilka dni po naszej wizycie na jednej z grup pojawiło się mnóstwo żalu i krytyki na kiepską jakość jedzenia i dolegliwości żołądkowe oraz znaczący spadek poziomu serwowanych w Falli dań. Nam na szczęście taki zawód się nie trafił, ale chętnie poszłabym jeszcze raz i zaryzykowała weryfikację tych opinii.
Tapasta
Tapasta to miejsce z krótką kartą (makarony!) – więc zdecydowałam się na klasyk: carbonarę, na którą miałam ogromną ochotę. Ponieważ do tego towarzyszył mi ogromny niedzielny głód i potrzeba ciepłej zupki :D, zamówiłam też krem z pomidorów.
Zupa była pyszna – niezbyt słodka, przez co nie mdliło od słodyczy pomidorów w połowie talerza. Carbonara – po ostatni kęs pełna aromatu i smaku. Makaron wyśmienity. Nie była to tłusta, tonąca w jasnym sosie carbonara, jaką niektórzy znają, ale bardzo klasyczna, prosta i broniąca się smakiem wersja. Plus za cenę – nie drogo, a brzuchu najedzone na wiele, wiele godzin.
Amici Miei
To miejsce będzie dla mnie chyba jednym z najukochańszych, najpyszniejszych i najbardziej sentymentalnych na mapie Poznania.
Po pierwsze: jest to najsmaczniejsze jedzenie jakie jadłam nie tyle w Poznaniu, co chyba wszędzie (w Polsce, bo za granicą jednak była mocna konkurencja :D)
Po drugie: wystrój, klimat i obsługa sprawiają, że czuję się tam jak chciany gość, a nie jak zło koniecznie, co przychodzi najeść się i zapłacić. Właściciel, który jest Włochem sam osobiście przychodzi zagadać do stolika (a nie mówi po Polsku!), co wytwarza bardzo serdeczną i życzliwą atmosferę.
Po trzecie: miejsce odwiedziłam po raz pierwszy świętując swoje zakończenie studiów z najbliższymi. Możecie się domyślać więc, ile różnych emocji budzi we mnie wspomnienie o tym dniu i miejscu.
Jeśli mam być obiektywna, to pizza nie była dla mnie tą najlepszą w Poznaniu (nigdy nie zamawiałam, ale próbowałam od kogoś), ale gnocchi, makarony, tortellini – niebo. Każdy kęs to gwarantowane ,,ochy i achy”, smaki są wyjątkowe, niepowtarzalne i każdy kęs po prostu rozlewa się na sercu błogością i myślą ,,to już lepsze być nie może”!
Jest to moje kulinarne miejsce nr 1 na mapie Poznania. Będę tam zawsze wracać z przyjemnością i mam nadzieję, że poziom Amici nigdy się nie zmieni!
Hatti
Do Hatti udałam się z zamieram odtworzenia smaków za którymi tęskniłam czyli Korma Chicken. Kurczak w nerkowcach to moje ukochane danie kuchni indyjskiej.
Cóż, jedzenie było smaczne, bardzo, bardzo sycące (pełne brzuchy), jednak nie porwało i spodziewałam się zdecydowanie czegoś więcej. Poprawnie, ale nie na tyle abym wróciła tam po raz drugi.
Nuts & berries
Nad kurczakiem i puree z batatów musiałabym zrobić osobne recenzje. Porcja mięsa – duża. To się ceni, daję okejkę. Warzywa (roszponka, marchew, kalarepa) – nic specjalnego, nawet nie smaczne, bez wyrazu. Puree z batatów – pyszne! I teraz zastanawiam się jak to danie ocenić. Może to po prostu kwestia tego, że bardzo lubię bataty i mam wrażenie, że puree z nich po prostu nie może być nie smaczne? Nie wiem…
Moja mama jadła szarlotkę więc mogłam też spróbować deseru – była rewelacyjna! Od razu mówię, że znawcą szarlotki nie jestem i niewiele ich w życiu przejadłam, ale ta nie był zbyt słodka (czyli fit? :D), miała dużo jabłek, była delikatna i porcja! Ogromna!
Pod niebieniem
Tak się składa, że niestety podczas kolacji w ,,Pod niebieniem” zdjęcie jakie zrobiłam wylądowało na Instagramie, a nie w pamięci telefonu. Mogłabym więc odpuścić tą miejscówkę w tym wpisie, ale po pierwsze: ta restauracja ma wysokie rekomendacje i trochę nagród na koncie. Ceny są wyższe niż w pozostałych miejscach, ale po wizycie tam, uważam, że zdecydowanie warto. Jadłam kurczaka z kaszą owsianą. Kasza była absolutnie numerem 1 w tym daniu i gdybym mogła – pewnie zjadłabym jej potrójną porcję 🙂
Why thai
Gdy chodził za mną pad thai, od razu postanowiłam udać się do tego miejsca. Nie będę dużo mówić – idealne miejsce na wieczór z przyjaciółką. Pad thai, który był idealnym urzeczywistnieniem marzeń, duża porcja i pyszne wino!
Chętnie wróciłabym spróbować innych propozycji z karty.
Meet meat
Chyba jeden z największych zawodów kulinarnych. Pewne jest, że Fat Boba i Meat Us nie przebije nic, ale miałam nadzieję przynajmniej na coś bardziej atrakcyjnego niż sama jestem w stanie zrobić w domu.
Burgery, które zamówiliśmy gdy na dworze było zimno i aż chciało się wypełnić brzuszki pyszną i dobrą szamką, były bez smaku, aromatu i po pierwszym kęsie w oczach miałam jedynie żal (tak, straciłam kalorie i pieniądze za coś, co nie jest tego warte!). Wychodząc towarzyszyła mi myśl, że chyba wolałabym zjeść w domu kurczaka z ryżem i warzywami.